Czas na lekcję angielskiego! Książka w rękę. Najpierw czytamy, a potem wkuwamy. Powtarzamy, powtarzamy, powtarzamy. Po kilkanaście, kilkadziesiąt razy każde słówko. Żeby wbić do głowy, żeby zapamiętać. Na lodówce karteczki z odmianą czasowników, na lustrze w przedpokoju tablica z regułami budowania czasów, a w łazience lista idiomów. Wkuwanie, zapamiętywanie, męka. Z tym się kojarzy nauka języków, prawda? A można inaczej.
Nauka systemem SITA ma wiele zalet:
Po pierwsze: w stanie relaksu można nauczyć się więcej i szybciej. Nie ukrywam, że miałem zaległości, jeśli chodzi o angielski. Należę do pokolenia, które w szkole uczyło się rosyjskiego. Angielskiego nauczyłem się sam – oglądając filmy. Oczywiście, wiadomo jaka to znajomość – mówię w stylu sienkiewiczowskiego Kalego: „moja chcieć jeść”. Nie mam czasu na siedzenie na kursach. Zresztą, kto dzisiaj ma? Praca, obowiązki, praca. A SITA pozwala przyswoić około 1200 słów i zwrotów w ciągu 44 godzin kursu. I nie są to płonne obietnice.
Po drugie: nauka jest przyjemna. Wkuwanie kojarzy się nam z twardymi ławkami, nauczycielami straszącymi odpytywaniem i stresującymi egzaminami. W szkole SITA siedzę w wygodnym fotelu i słucham muzyki. Łagodny głos zaleca mi skupić się na oddechu. Koncentruję się na diodach, które zapalają się i gasną na przemian. Po chwili całkowicie się uspokajam. Gdzieś pod czaszką pojawia się miłe łaskotanie. Jestem zrelaksowany. Dzięki przyjemnym warunkom można się uczyć znacznie dłużej niż w tradycyjnej szkole. Ile czasu wysiedzimy w ławce? Jak długo jesteśmy w stanie się koncentrować na tym, co mówi nauczyciel? W SITA etapy przypominające tradycyjną naukę przeplatają się z zapamiętywaniem materiału lekcji w stanie relaksu. Ucząc się dwie godzinny, masz wrażenie, że upłynęła dopiero jedna. W efekcie po 44 godzinach znasz ponad 1000 słów i zwrotów. Wystarczająco, żeby porozmawiać z obcokrajowcem.
Po trzecie: wiedza pozostaje na długo. W stanie relaksu ludzki mózg emituje tzw. fale Alfa. W tym stanie nasze obie półkule pracują synchronicznie. Zazwyczaj posługujemy się jedną z nich, ale każda jest odpowiedzialna za coś innego. Co prawda ośrodek mowy umieszczony jest w lewej półkuli, ale lepiej pamiętamy słowa, które kojarzymy z obrazem, kolorem lub dźwiękiem. A to właśnie prawa półkula to wszystko rejestruje. Dlatego słowo zapamiętane w stanie relaksu trafia do pamięci długotrwałej. Sam się o tym przekonałem, kiedy po kursie wyjechałem za granicę. Na pięknej wyspie słuchałem długiej opowieści przewodnika. Wciągnęła mnie, zadałem kilka pytań uzupełniających i… dopiero po chwili zorientowałem się, że rozmowa toczyła się w języku angielskim. Nie zastanawiałem się nad doborem słów, same „przypłynęły” z pokładów mojej pamięci.
Po czwarte: nie ma znaczenia kim jesteś i ile masz lat. Metoda SITA jest równie dobra dla każdego. Równolegle ze mną uczyła się pani na emeryturze. Nigdy w życiu nie uczyła się angielskiego, nie miała pojęcia o podstawach. Zawstydziła mnie tym, że po dwóch tygodniach była lepsza ode mnie. Owszem, miała więcej czasu na naukę, ale przecież była dwa razy starsza. Zgodnie z obiegowymi opiniami powinna modlić się na różańcu, a nie się uczyć. Przecież nauka jest dla młodych. Okazuje się jednak, że nie do końca. Na Uniwersytecie Bundeswehry w Hamburgu przeprowadzono test systemu SITA, w którym uczestniczyły osoby w wieku od 20 do 68 lat. Wszystkie osiągały podobne rezultaty.
I po piąte: dostajesz bonus zdrowotny. W dzisiejszym zaganianym świecie zbyt często jesteśmy poddawani stresowi. Nagły dopływ adrenaliny naszym przodkom pozwalał uciec przed ogromnym mamutem, nam skraca życie. Wiem, bo pracując jako dziennikarz, codziennie dostawałem ogromną porcję stresu. W tym zawodzie wiecznie wszystko jest „na wczoraj”, każdy temat to ściganie się z czasem i szarpanie z oporem materii, wykłócanie z biurami prasowymi partii politycznych, łapanie na ostatnią chwilę komentarzy polityków. Tymczasem w szkole SITA mogłem przez chwilę odpocząć od tego wszystkiego, niemalże fizycznie czułem jak spływa ze mnie cały stres, jakbym nagle zrzucił z pleców ciężki plecak. I może dzięki temu nie zapadłem na chorobę zawodową dziennikarzy – nadciśnienie?
Same korzyści, żadnych minusów. Prawie żadnych, bo do pełni szczęścia brakuje jedynie, żeby było za darmo. Ale za wszystko co dobre, trzeba płacić. Za darmo jest tylko w komunistycznych „rajach na ziemi”. O ile w nie wierzymy. Ale żeby się przekonać, chyba nikt z nas nie chciałby się przenieść do Korei Północnej. Nawet za cenę darmowych kursów SITA.
Konrad Daniłowski