Dawid Wiener: wierzę w możliwości adaptacyjne ludzkiego mózgu (wywiad)

Kiedy tylko cywilizacja znalazła cyfrowy wytrych do naszych mózgów, zaczęliśmy mieć problemy z empatią i twórczym myśleniem – mówi neurokognitywista.

Artur Włodarski: Jak by się czuł człowiek średniowiecza przeniesiony do współczesnej metropolii? Jedna codzienna gazeta zawiera więcej informacji, niż on gromadził przez całe życie.
Dr Dawid Wiener, Zakład Logiki i Kognitywistyki Instytutu Psychologii UAM: Byłby zszokowany. Coś takiego, tyle że w mniejszej skali, przeżyli uciekinierzy z Korei Północnej do Południowej – w większości całkiem zagubieni w industrialnym świecie pełnym bitów i billboardów. A jeśliby sam pan chciał sprawdzić, jak to jest, proponuję przysunąć się do telewizora, podkręcić wzmacniacz i obejrzeć ciurkiem pięć zwiastunów filmowych. Silne pobudzenie nerwowe i gwałtowny wyrzut hormonów stresu sprawi, że nie będzie panu do śmiechu.

Czy jesteśmy przygotowani na taki zalew bodźców?
Wielu naukowców uważa, że nie. Że doszliśmy do granic percepcji i zdolności obliczeniowych mózgu. Wyniki ostatnich badań zgrabnie zebrał popularny “The Sunday Times”. Artykuł “Brain overloaded” kończy się konkluzją, że świat, jaki stworzyliśmy, zaczyna przerastać moce przerobowe naszych neuronów.

A co pan sądzi?
Wierzę w możliwości adaptacyjne ludzkiego mózgu. Choć też jestem pełen obaw. Bo widać, że pod naporem bodźców pracuje inaczej. Nie całkiem tak, jakbyśmy chcieli.

Czyżby mnogość bodźców nie działała stymulująco?
Owszem. Do pewnego stopnia poprawia kreatywność. Z kolei efekt Flynna, czyli powolny wzrost IQ w kolejnych pokoleniach, pozwala oczekiwać, że nasze dzieci będą bardziej inteligentne od nas. Będą też miały lepszą pamięć wzrokową oraz umiejętność robienia kilku rzeczy naraz (tzw. multitasking, czyli wielozadaniowość).

W czym więc problem?
W cenie. Okazuje się, że za te korzyści płacimy długą listą negatywnych zmian, widocznych choćby u obecnych nastolatków. I jeśli nic z tym nie zrobimy, doczekamy się pokolenia funkcjonalnych autystyków, ludzi niepotrafiących nawiązywać prawidłowych relacji społecznych.

Stanisław Lem już dawno przewidział, że utoniemy w informacyjnej powodzi. Wtedy wydawało się, że po prostu wystarczy informacje ignorować.
Nie da się, bo nasz mózg jest zaprogramowany na ich gromadzenie. I dotychczas to działało. Jednak ewolucja nie przewidziała tak szybkiego obiegu masy informacji, w dodatku tak sprawnie wtłaczanych nam do głowy przez media, internet i rozmaite gadżety.

Gdy bombardują nas informacje…
To spłycamy myślenie i obojętniejemy. Padamy ofiarą własnej doskonałości. Ponieważ ludzki mózg od zawsze nastawiony był na gromadzenie informacji, robi to bardzo sprawnie. Jeśli rano pokażę panu całą masę przedmiotów, to wieczorem będzie mógł je pan wskazać wśród jeszcze większej masy innych z jaką trafnością?

50 procent?
Ponad 90. Tak wynika z badań. Wniosek?

Nie sądzę, by ktokolwiek miał z tym problem.
Wydaje się panu. Kiedyś wystarczyło znać swoje podstawowe dane. Z czasem doszły różne PIN-y, loginy, hasła, REGON-y i NIP-y. Wydłużyły się numery telefonów, lista spraw, które załatwiamy, lista osób, z którymi wchodzimy w relacje, et cetera. Jeśli nawet część tych danych tracimy, to wciąż mamy w głowie mnóstwo faktów i obrazów. Mózg gromadzi je, bo a nuż się przydadzą. Musi jednak sukcesywnie usuwać część informacji, by sprawnie posługiwać się innymi. I tego nie potrafi.

Mamy więc naturalną łatwość zaśmiecania sobie pamięci.
Niestety. Natłok informacji uniemożliwia ich ocenę.

Całość tekstu dostępna na stronie internetowej gazeta.pl

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top